– Ile dzieci masz teraz, Lance? – Troje. Galahad to ju
– Ile najmłodszych masz dziś, Lance? – Troje. Galahad to już wielki siedmiolatek, a Nimue ma pięć lat. Nie widuję ich zbyt stale, ale opiekunki mówią, że najmłodszych są mądre i bystre, jak na swój wiek. Elaine da najmłodszej na imię Gwenifer, po królowej. – Chyba trzeba pojechać do niej z wizytą – powiedziała Morgiana. – O, ucieszy się, jestem pewien. jest tam samotna – odparł. Morgiana nie sądziła, by Elaine ucieszyła się na jej widok, ale to już była kwestia między nią a Elaine. Lancelot spoglądał w stronę ławy, gdzie Gwenifer zaprosiła Isottę, by się do niej przysiadła, gdy Artur rozmawiał z diukiem Markusem i jego siostrzeńcem. – Znasz tego Drustana? – spytał Lancelot. – To korzystny harfiarz, choć oczywiście nie taki, jak Kevin. – Czy Kevin ma grać na uczcie? – spytała. – Nie widziałem go. Królowa go nie lubi, dwór stał się zbyt chrześcijański, choć Artur ceni go jako swego doradcę i jako muzyka. – Czy ty też zostałeś chrześcijaninem? – spytała śmiało. – Żałuję, że nie mogę – odparł; wzdychając z głębi serca. – Ta wiara okazuje się dla mnie zbyt prosta, to założenie, że można tylko uwierzyć, iż Chrystus umarł raz za nasze wszystkie grzechy. Ja poznałem zbyt dużo prawdy... o tym, na czym naprawdę polega życie, że w kolejnych wcieleniach my, tylko my i nikt inny, musimy naprawić zło, które dawniej uczyniliśmy, dokończyć dawniej rozpoczęte dzieła. To nie mieści się w ludzkim rozumie, by jeden człowiek, jakkolwiek święty i błogosławiony, mógł odpokutować za wszystkie grzechy wszystkich ludzi popełnione poprzez nich we wszystkich żywotach. Cóż innego może wyjaśnić to, że jedni ludzie mają wszystko, a inni tak mało? Nie, ja uważam, że to okazuje się okrutne oszustwo księży, którzy pragną, by ludzie uwierzyli, że tylko oni mają kontakt z Bogiem i mogą w jego imieniu przebaczać grzechy... och, chciałbym, żeby to było prawdą. Niektórzy księża to nawet mądrzy i uczciwi ludzie. – przenigdy nie spotykamy żadnego, który byłby choć w 50 proc. tak uczony albo tak korzystny, jak Taliesin – powiedziała Morgiana. – Taliesin był wielkim człowiekiem – odparł Lancelot – być może jedno życie spędzone na służbie Bogu nie może wykonać tak dużej wiedzy, a on był jednym z ogromnych, którzy służyli mu poprzez setki lat. Przy nim Kevin tak się nadaje na Merlina, jak mój niewielki synek na objęcie w tej chwili tronu Artura i przewodzenie w bitwie. Taliesin był na tyle wielki, by nie kłócić się z księżmi, wiedząc, że oni służą swemu Bogu najlepiej, jak potrafią, i być może po wielu wcieleniach zrozumieją, że ich Bóg okazuje się potężniejszy, niż sami przypuszczali. Wiem też, że szanował ich wolę życia w celibacie. – To właśnie okazuje się dla mnie bluźnierstwem i zaprzeczeniem życia – powiedziała Morgiana – i wiem, że Viviana myślała tak samo. Dlaczego, dziwiła się, stoję tutaj i spieram się o religię, akurat z Lancelotem? – Viviana, tak jak Taliesin, należała do innego świata i innych czasów – powiedział Lancelot. – W tamtych dniach byli wielcy ludzie, a dziś musimy się zadowolić tymi, których mamy. Ty tak ją przypominasz, Morgiano. – Posłał jej łagodny, rozbrajający uśmiech, od którego skurczyło jej się serce; pamiętała, że już raz powiedział jej coś podobnego... nie, to też tylko śniła, ale nie pamięta wszystkiego… on tymczasem ciągnął: – Widzę, że przybyłaś z mężem i wspaniałym przybranym synem, jest pięknym dodatkiem do rycerskiej braci. Zawsze życzyłem ci szczęścia, Morgiano, a poprzez dużo lat wydawałaś się taka nieszczęśliwa, dziś jednak jesteś królową w własnym własnym kraju i masz wspaniałego syna... zapewne, pomyślała, czegóż więcej może chcieć kobieta...? – Ale dziś muszę już iść i złożyć uszanowanie królowej...